Podziw czy protekcjonalność? ~ Maya Devi Georg
Rośnie w siłę pewien fenomen w mediach społecznościowych. Tak, dotyczy praktykujących jogę z dziesiątkami tysięcy wielbicieli. I tak, umieszczają oni seksowne selfi w asanach. Jedyne, czym wyróżniają się w zalewającej nas fali joginów, pragnących zwrócić na siebie uwagę w sieci, to fakt, że: nie są chudzi.
Podoba mi się to zjawisko. Zawsze hołdowałam i popierałam ideę, że każda osoba, czyli każde ciało może ćwiczyć jogę. Chcę oglądać wszystkich, nie tylko szczupłe, młode białe kobiety ćwiczące jogę w skąpym odzieniu. Chcę, aby joga łączyła (wszystkich ludzi, mężczyzn i kobiety, wszystkie kolory skóry, rozmiary, środowiska społeczno-ekonomiczne), a nie wykluczała w stylu ekskluzywnego klubu, czy w atmosferze, jaką tworzy się wokół niej w jogowych mediach czy niektórych szkołach.
Jogini, o których mowa, głównie kobiety, od czasu do czasu wypływają dzięki artykułom z serii „inspirujący jogin”. I zdobywają dużą popularność w sieci. Jednak nazwanie kogoś „inspirującym” tylko dlatego, że nie wstydzi się swojego ciała, to nie komplement, ale traktowanie tej osoby w sposób protekcjonalny.
Z tego właśnie powodu mam bardzo mieszane odczucia.
Zdaję sobie sprawę, że zwrócenie uwagi na tych właśnie joginów to krok we właściwą stronę. Wiem jednak również, że stać nas na więcej, z korzyścią dla wszystkich.
Joga jest dla każdego (ciała)
Musimy przestać myśleć i utożsamiać jogę z białymi, szczupłymi kobietami. Obserwowanie ludzi wszystkich kształtów i rozmiarów ćwiczących jogę to nic wyjątkowego, ponieważ ludzie wszelkich kształtów i rozmiarów mogą praktykować jogę. W tym przejawia się piękno praktyki, dosłownie każdy może to robić.
Podziwianie ludzi za ich praktykę jogi to nic innego jak podziwianie kogoś, za to, że kocha siebie, i w przypadku tych joginów przesłanie powinno być dokładnie to samo. A jednak sugeruje, że owa praktyka wymaga pokonania wielkich przeciwności: że skłony dla tego typu ciała są bardzo trudne, że kochanie siebie jest trudne. To złe przesłanie.
Zamiast traktować te internetowe rewelacje jako wyjątki, powinniśmy szanować je jak inne składowe normy. To zaowocowałoby jogą, która łączy, przynosi spokój większej ilości ludzi, jak również przyciąga więcej ludzi do praktyki.
To społecznościowe media– nie media w ogóle
Tak, oglądanie zdjęć kobiet czy mężczyzn różnego kształtu czy rozmiaru może zainspirować do rozpoczęcia własnej praktyki, jednak ciągle znajdują się oni na marginesie. Nawet jeśli mają ogromną ilość obserwujących w Internecie, nie stają się ambasadorami marek (ambasadorzy marek reklamują w sieci firmy odzieżowe, w zamian otrzymując darmowe ubrania czy sponsoring dla popularnych internetowych „wyzwań”). Jednak, bez względu na popularność, grubsi jogini nie reprezentują żadnej firmy odzieżowej, ponieważ większość firm nie produkuje ubrań do jogi w ich rozmiarze.
W biznesie związanym z jogą najwięcej zarabiają firmy odzieżowe. Jeżeli nie fatygują się, żeby wyprodukować spodnie czy topy w większym rozmiarze, nie zatrudnią grubszej modelki do swoich reklam.
Ale nie tylko firmy odzieżowe czy reklamy wymagają zmiany. Czasopisma jogowe powinny zacząć współpracować z takimi joginami nie tylko ze względu na rozmiar, który noszą. To prawdziwi ludzie – nie metka na ubraniu. Dopóki media nie zaczną reprezentować naszych, nie swoich, wartości, dopóty nie będziemy przyjmować i traktować tych joginów na równi.
Wciąż muszą zdejmować ubrania
Jak wcześniej pisałam, większość tych joginów to kobiety. I są podziwiane za kochanie swojego ciała, bycie otwartym na kwestii wyglądu – wierzę, że wszystkie kobiety (i mężczyźni!) powinny kochać swoje ciała i kochać siebie. Wszyscy jesteśmy jednak zdecydowanie czymś więcej niż naszymi ciałami!
Ci jogini trzęsą w posadach kanonami urody promowanymi w popularnych mediach zwyczajnie będąc sobą, jednak część umieszcza zdjęcia w bieliźnie, topless, generalnie w skąpym odzieniu. Dokładnie tak jak szczupłe, białe gwiazdy mediów społecznościowych oraz zgodnie z obrazem kobiety, jaki tworzą media „mainstreamowe”.
Trzymanie się standardów piękna i wzorowanie się na zdjęciach promujących kobiety jako obiekty seksualne to nie krok do przodu, ani odchodzenie od wspomnianego obrazu przedstawianego w popularnych mediach. Radość z własnego ciała może być aktem buntu czy emancypacji, jednak nie, jeśli pozwalamy się jednocześnie wykorzystywać.
Zasługujemy na to, aby na nas patrzono, a co ważniejsze, słuchano nas, kiedy jesteśmy ubrane.
I tu dochodzimy do najważniejszej części rozważań:
Wciąż rozmawiamy JEDYNIE o ciałach
To najsmutniejszy aspekt całego zjawiska.
Nadal rozmawiamy jedynie o ciałach. Nie rozmawiamy o tych osobach jak o ludziach. Pomijamy ich życie, doświadczenie. Nie zwracamy uwagi na marzenia, lęki czy związki. Ani osiągnięcia. Jedynie ciała. Sam wygląd.
Wszyscy mamy swoje koncepcję na temat ciała. Wszyscy mamy złożone życia, niepowtarzalne doświadczenia i historie do opowiedzenia.
Wszystko sprowadza się do pokochania siebie, jednak pokochanie siebie nie jest skutkiem inspiracji innymi.
Inspiracja jest dobra, ale wewnętrzne wzmacnianie lepsze. Zmiana paradygmatu powinna wynikać z poczucia własnej siły i samoakceptacji, a nie ze skupiania się na wyglądzie. Musimy pamiętać, że wszystkie ciała są piękne i wszyscy ludzie wartościowi. ~ Dianne Bondy
Każdy z nas to coś więcej niż tylko ciało. Czas zacząć postrzegać ludzi wszystkich tożsamości płciowych, kolorów skóry i rozmiarów nie jako „inspirujące” ciała, ale jako godnych miłości takimi, jakimi są. Celebrujmy różnorodność w naszych społecznościach, szanujmy rozmaite doświadczenia i wspierajmy się nawzajem w odnajdowaniu samoakceptacji i miłości własnej.
Tłumaczenie: Monika Kowalska